niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział IV

Naciągnął wyżej nogawkę przyglądając się dwiema czerwonymi kropkami na swojej nodze, które zostały pamiątką po ukąszeniu węża. Pozostaje tylko nadzieja, że nie był jadowity. Rana lekko spuchła, więc postanowił, że musi się gdzieś zatrzymać. Przynajmniej na kilka godzin, aby oszczędzić  nogę. Wolno maszerował kiedy coś mokrego kapnęło mu na głowę. Kolejne krople wody zaczęły spadać z nieba i nim srebrnowłosy zdążył ujść parę metrów jego ubranie całe zmokło, a rozczochrane od ciągłego biegu włosy opadły żałośnie na twarz. Zdawało mu się, że coś przebiegło tuż obok niego. Zaczął rozglądać się naokoło, ale żadnego podejrzanego stworzenia nie zauważył. Przesunął kolejną gałąź krzewu, a jego oczom ukazała się wielka jaskinia. Niepewnie wszedł do niej. Przywarł do jednej z lodowatych ścian. Cały trząsł się z zimna, ale zdjął przemoczony podkoszulek. Nie było tutaj żadnego suchego drewna, aby rozpalić małe ognisko. Mógłby się przy nim ogrzać i przy okazji oświetlił, by to ciemne wnętrze swojego nowego domu. Oprócz odgłosu ulewy, która narastała słyszał jak szybko bije jego serce. W życiu nie bał się tak jak teraz, a strach spotęgował jeszcze głośny pisk, który dobiegł od wejścia. Widział niewyraźnie zarysowaną sylwetkę. Jeśli się nie mylił to był człowiek z którym nie tak dawno miał do czynienia. Chyba nie uciekł od niego tak daleko jak zamierzał.
- Ta jaskinia jest już zajęta, jeśli jeszcze nie zauważyłeś.
- Kto tu jest? – usłyszał pełen strachu głos i jednocześnie szczęk zębów.
- Tutaj jestem – spróbował zwrócić na siebie uwagę.
Za dźwiękiem głosu zielonowłosy gość podszedł do niego.
- Ach, to Ty. Czy mogę… jedną noc.
- Siadaj.
Fumiko posłusznie siadła obok niego i skuliła się z zimna. Nietoperz z którym przed chwilą się spotkała uciekł, ale wiedziała, że w głębi tego schronienia czai się mnóstwo tych latających potworów. Jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Nieznajomy obok niej, darł właśnie swoją odzież, co nieco zaskoczyło dziewczynę.
- Co robisz?
- Nieważne – spławił ja i ułożył skrawek materiału w wąski pasek przytknąłwszy do łydki.
Wtedy dopiero brązowooka zauważyła jego ranę. Niespodziewanie wyrwała mu zielony materiał i przykucnęła koło jego nogi.
- Ej!
- Nie umiesz, to się nie odzywaj! – wykrzyknęła uciszając srebrnowłosego.
Obwiązała materiał wokół kończyny nad raną i ścisnęła mocno, aby jad się nie rozprzestrzeniał. Zawiązała na supeł i dotknęła opuchniętej skóry.
- Nic Ci nie będzie. Część jadu wypłynie z krwią – wytarła dłoń o swoje spodnie – Trochę teoretycznej wiedzy się przydaje – uśmiechnęła się sama do siebie.
Yaten dopiero teraz zorientował się, że mała strużka krwi wypływa z niego, przez małe ukąszenie.
- Aż tak Ci zimno? – zapytał czując jak ciało nieznajomego drży i dotyka co chwile jego ramienia.
- Mhm – kiwnęła głową.
- Mnie też. Idę poszukać czegoś na rozpałkę.
Wstał lekko kulejąc.
- Idziesz na dwór? Oszalałeś?! – momentalnie poderwała się na nogi.
- Kto powiedział, że idę do tej mokrej dżungli – zaśmiał się, a jego śmiech odbił się echem.
- W lesie raczej nie ma jaskiń… Myślisz, że to jest coś więcej niż sam teren porośnięty drzewami bez dostępu do elektroniki i innych technologii?
- Tak właśnie myślę – odparł znudzony – A Ty bawisz się w Tarzana z maską. Idę tam – pokazał palcem czarną otchłań groty.
- Idę z Tobą – powiedziała niechętnie, ale mimo wszystko nie chciała zostawać sama w tym miejscu.
Dołączyła do zielonookiego i szła chowając się ukradkiem za nim. Gdy poczuła jak coś dotyka jej włosów przycisnęła się do pleców chłopaka mało nie wybuchając płaczem. Zastygł w bezruchu i odwrócił się do niej.
- Ty się boisz! – palcem dotknął jej czoła odpychając – Taki z Ciebie bohater, a naprawdę jesteś tylko małym, zbłąkanym chłopczykiem, który potrzebuje mamy, a nie przygód.
- Jakim chłopcem? – tylko te słowa zapamiętała wyrwane z kontekstu.
- Chcesz, żebym był Twoją niańką?! Czy ja wyglądam na niańkę?! – wziął głęboki wdech – Dobra, trzymaj się mnie i nie zgub się – odpuścił i złapał ją za ramię.
Szli powoli, uważając na każdy krok. Yoshida dawno zamknęła oczy, a i tak z otwartymi niewiele więcej by zobaczyła. Jej puls w końcu się uspokoił. Nie powinna zachowywać się jak dziecko. Skarciła się w myślach za swoje głupie zachowanie i chcąc udowodnić temu przemądrzałemu głupkowi, że umie sobie radzić sama, wyrwała się z jego uścisku w tym samym czasie tracąc równowagę i powodując to samo u srebrnowłosego. Runęli  obydwoje na twarde podłoże.
- Co Ty debilu zrobiłeś?! – zielonooki wpadł w furię, choć to nie on miał najgorsze lądowanie.
Leżał na biednej Fumiko, która próbowała wyswobodzić ręce. Wsparł się na rękach i zobaczył brązowe oczy dziewczyny. Maska zsunęła się jej, ale szybko ją poprawiła i korzystając z nieuwagi Yatena popchnęła go do tyłu. Wyprostowała się i strzepnęła niewidzialny kurz ze swoich militarnych spodni.
- Potknęłam się o coś, tak samo jak Ty, więc nie zwalaj wszystkiego na mnie! Znaczy potknąłem…
„No tak, przecież w mniemaniu tego idioty jestem chłopakiem.”
Odnalazła po omacku coś szorstkiego i podniosła do góry na wysokość oczu.
- Uważaj! To szczur! – krzyknął Kou.
Dziewczyna przestraszona upuściła przedmiot, a srebrnowłosy zręcznie go przechwycił.
- Punkt dla mnie. Ktoś zostawił dla nas suchy opał.
- Jest tego więcej – rzuciła małym kawałkiem w stronę chłopaka, celując w brzuch.
Cichy jęk utwierdził ją, że dobrze trafiła. Zebrała po kieszeniach ile się dało, a do tego ułożyła mały stos, który wzięła na ręce i odwróciła się na pięcie.
- Będziesz tu stał jak kołek?
- To bolało! – warknął, ale wziął parę większych drewienek i poszedł za nią.
W końcu dotarli na wcześniej zajmowane przez nich miejsce i rzucili na środek zdobycz. Yoshida poukładała wszystko w ładny, ale skromny stos. Kłopot zaczął się później, gdy wzięła w dłonie dwa większe kamyki i nieporadnie pocierała jeden o drugi. Gdy tak się mocowała, nie umiejąc poradzić sobie bez zapalniczki, ani zapałek nad jej uchem rozległ się głośny i bezlitosny śmiech.
- Chcesz znowu dostać?!
- Błagam Cię… Może umiesz opatrywać rany jak baba, ale do bicia się nie nadajesz. Tak samo do rozpalania ogniska.
Wziął od niej kamienie i zaczął trzeć z całej siły. Trochę zeszło, zanim rozpalił pierwszą iskrę, ale gdy już to zrobił popatrzył z wyższością na dziewczynę.
- Jak masz na imię? – zapytała czując jak ogarnia ją nieprzeparta chęć zaśnięcia.
- Yaten. A Ty?

Ogień powoli zajmował całą powierzchnię do tego przeznaczoną, więc dziewczyna wyciągnęła przed siebie dłonie próbując je rozgrzać. Gdy zrobiło jej się cieplej, a miły trzask dochodzący z ogniska zaczął współgrać ze strumieniami deszczu na zewnątrz ułożyła się na ziemi i nie zwracając już uwagi na głupie docinki ze strony chłopaka, ani nie usłyszawszy jego pytania zasnęła zmęczona. 

sobota, 30 listopada 2013

Rodział III

Przetarł oczy, sądząc, że to wszystko to tylko jakiś sen. Zbawienny sen. W końcu jest wolny, tylko, że w jego głowie rodziło się jeszcze więcej pytań, niż wcześniej. Nie wiedział co ma robić, gdzie pójść… Był pozostawiony sam sobie i pomimo tego, że wiedział na co się pakuje uciekając, nie rozumiał wtedy tak naprawdę powagi sytuacji. Co teraz? Nawet przyszło mu do głowy, żeby wracać, ale odgonił ten durny pomysł jak najprędzej. Nie chciał przecież dobrowolnie poddać się praniu mózgu, albo skazać na śmierć. To byłoby szaleństwo. Uciekać, tylko po to, aby wrócić. Myślał, że zaraz zwariuje. Musiał w końcu wziąć się w garść. Co nie zmienia faktu, że mógł to wszystko dokładniej zaplanować. Usiadł ciężko biorąc w garść trochę ziemi. Taką „prawdziwą” ziemię widział tylko na lekcjach biologii, a w dodatku była zupełnie inna w dotyku.

środa, 23 października 2013

Rozdział II

Kila godzin wcześniej wcześniej
Drobna blondynka wstukała czterocyfrowy kod do urządzenia, po czym drzwi celi otworzyły się szeroko. Weszła powoli, aby nie wylać ani kropli wody ze szklanki ustawionej na tacy. Przysiadła na łóżku domniemanego więźnia, a "obiad" postawiła przy nocnej szafce. Z długiego i równie szerokiego płaszcza wyjęła mały scyzoryk wkładając go pod białe prześcieradło. Tak samo białe jak wszystko tutaj. Ściany pomalowane na ten nieskazitelny kolor, aż raziły po oczach. Nie lubiła przebywać w tym miejscu, ale to, po co tu przyszła, było dużo ważniejsze od jej upodobań. W końcu miała plan, z którego nie mogła już się wycofać.

piątek, 11 października 2013

Rozdział I

Przez gęstwinę drzew przedziera się światło księżyca, którego blask pada na wydeptaną ścieżkę. Wszędzie panuje cisza, zakłócana jedynie śpiewem leśnych ptaków lub szumiącym potokiem. Czasem tędy przebiegnie drobna zwierzyna, uciekająca przed kimś lub przed czymś. Nawet z tak dużej odległości usłyszeć można niewyraźnie kroki ludzkie. Takie ciche, że tylko jak pochylimy się do ziemi i wyczujemy jej lekkie drganie, będziemy mogli stwierdzić, że są jak najbardziej prawdziwe. Można też ustalić, że owa osoba biegnie. I to szybko.